Program
Franz Schubert
Oktet F-dur, D. 803
Wykonawcy
Piotr Tarcholik – skrzypce
Oriana Masternak – skrzypce
Łukasz Syrnicki – altówka
Adam Krzeszowiec – wiolonczela
Janusz Widzyk – kontrabas
Tomasz Żymła – klarnet
Cezary Rembisz – fagot
Paweł Cal – waltornia
W programie tegorocznego festiwalowego koncertu kameralnego znajdujemy jeden tylko utwór: Oktet F-dur na klarnet, fagot, róg, kwartet smyczkowy i kontrabas Franza Schuberta. Jeden, lecz za to jaki! Dzieło, o którym śmiało powiedzieć można, że wieńczy nurt wiedeńskiej muzyki da camera w jej „lżejszej” odmianie. Nurt ten znaczą liczne divertimenti, serenady, nokturny czy kasacje Haydna, Mozarta i Beethovena (nie wspominając twórców pomniejszych). Inspiracja wyszła od hrabiego Ferdinanda von Troyera, ochmistrza dworu arcyksięcia Rudolfa Habsburga, przy tym zaś podziwu godnego… klarnecisty! Arystokrata nieraz wykonywał partię klarnetu w popularnym w Wiedniu Septecie Es-dur Beethovena, lecz marzył o nowym utworze „do pary”. Dla Schuberta wzorem stał się właśnie Beethovenowski Septet: skopiował jego formalne ramy (zamieniając jedynie pozycjami menuet i scherzo), dodał partię drugich skrzypiec – i ramy te wypełnił całkowicie własną, do głębi „schubertowską” muzyką. Cudownymi melodiami, zadziwiającymi harmoniami, tanecznymi rytmami – i atmosferą z pewnością bliższą podwiedeńskiemu wówczas Grinzingowi niż cesarskiemu Wiedniowi. Kompozytor ukończył Oktet 1 marca 1824 roku (zapis w partyturze) i już tego samego miesiąca w wiedeńskim pałacu Troyera odbyło się pierwsze wykonanie – z panem domu w roli głównej, podczas gdy prymariuszem smyczkowców był Ignaz Schuppanzigh, „etatowy” skrzypek kameralista Beethovena. Będący z początkiem 1824 roku wyraźnie na fali Schubert w liście do przyjaciela, malarza Leopolda Kupelwiesera, pisząc o ukończeniu dwóch kwartetów (oba genialne: Rosamunda i Śmierć i dziewczyna) oraz Oktetu, dodawał: „Chciałem sobie w ten sposób utorować drogę do wielkiej symfonii”. I wkrótce rozpoczął pracę nad nową Symfonią C-dur, która stanie się jego odpowiedzią na Dziewiątą Beethovena. Nie usłyszał jej nigdy, lecz po latach potomni opatrzyli ją właśnie mianem Wielkiej.
Stanisław Kosz