„Wiklinowy koszyk” miał premierę w 1982 roku. Kosztował 35 tysięcy dolarów, a ekipa filmowa
była tak mała, że twórcy produkcji postanowili powymyślać dla szpanu nazwiska przewijające
się w napisach początkowych. Reżyserem jest Frank Henenlotter, który zasłynął nie tylko tym
wspaniałym dziełem, ale i jego dwoma sequelami oraz filmami „Zniszczenie mózgu” i
„Frankenhooker”. Ten ostatni pokazywaliśmy już zresztą w ramach naszego cyklu Najlepsze z
Najgorszych.
„Wiklinowy koszyk” to komediowy horror, w którym sceny brutalnej przemocy przeplatane są
surrealistycznymi dialogami, często dość błyskotliwymi. Duane początkowo ochoczo bierze
udział w zemście, ale jego priorytety zmieniają się, gdy poznaje Sharon – pielęgniarkę, o którą
Belial jest zazdrosny. Chciałby mieć brata tylko dla siebie i nie zniesie odmowy. Ma tylko jego i
nic dziwnego – jest psychopatycznym mordercą i zdeformowanym potworem, co nie pomaga w
zawieraniu znajomości. Kiedy Belial traci kontrolę nad swoją żądzą mordu, Duane zwraca się
przeciwko niemu, co prowadzi do tragedii.
Seans „Wiklinowego koszyka” wywoła niepokój nie tylko makabrą, ale i absurdem. Duszny
klimat, zatęchłe wnętrza – to wszystko sprawia, że „Wiklinowy koszyk” mimo idiotycznej fabuły
ma niesamowitą atmosferę. Wcale nie dziwi, że kilka kolejnych lat po premierze wciąż był grany
w nocnych kinach. Kevin Van Hentenryck, który w Duane’a wcielał się we wszystkich częściach
serii, stał się dzięki niej aktorem kultowym, choć „Wiklinowy koszyk” zdominował jego karierę. W
1991 roku przerwał ją na 13 lat, a od 20 lat sporadycznie pojawia się na ekranie. Obecnie
realizuje się jako rzeźbiarz-samouk.